Poniedziałek
Kaziu ma nowego konia, uratował go z rzezi! Jutro idę się z nimi spotkać!
Wtorek
Póki co dobry, koński dzień! Najpierw trochę poćwiczyliśmy z Windim, nowym koniem, któremu w szybkim tempie schodzi opuchlizna z nogi (spowodowana infekcją, która była dla niego wyrokiem śmierci). Wind zaczyna nowe życie u Kazia, na razie spędza czas w zagrodzie, z kumplami- albo Talarem, albo Tyliczem. Trzeba dać reszcie koni czas, na oswojenie się z myślą o nowym członku stada.
Dzisiaj przyjechałam na karmienie koni,bo Kaziu wyjeżdża na parę dni. Wcześniej widziałam to raz, ale tym razem sama również wchodziłam do boksu, przygotowywałam paszę i wkładałam ją koniom do żłobka. Przy okazji ściągaliśmy Windiemu opatrunek i masowaliśmy chorą nogę. Początkowo nerwowo reagował na masowanie tylnej nogi, grożąc nam kopnięciem, ale ostatecznie myślę, że sprawiało mu to ulgę. Ciekawe, że jak idziemy na lonżowanie i robie z nim przerwę na pogłaskanie, też nerwowo reaguje i mi grozi. A ja chcę go tylko wygłaskać i dać mu chwilę wytchnienia. Kłusuje na lonży, to w jedną to w drugą stronę, gdy zaczyna kuleć luzujemy, Wind chodzi trochę stępa w kółko i wracamy do zagrody. Tu po drodze trochę się na mnie wpychał, a jeśli nie ustalę granic, to raczej nie mam szans się przepychać z takim wielkim koniem. Ma niesamowicie piękne umaszczenie.Zastanawia mnie jednak to, jak nerwowo reaguje na bliskość. Nie każdy widać lubi przytulanie i zagłaskiwanie.
Środa
Nie układa mi się z Windim kompletnie. Miałam poważny problem, żeby zwrócić jego uwagę na siebie, a co dopiero sprowokować do biegania po kole. Miałam wrażenie, ze groził mi już kopnięciem. Czasami ręce mi opadają i nie wiem, jak do konia podejść. Ostatecznie się udało, pokłusował nieco to w jedną, to drugą stronę. Ale ciągle nie było między nami porozumienia. Boję się go, zastanawiam się, co w nim siedzi, a co takiego siedzi we mnie, że powoduje takie zachowania u niego. Możliwe, że byłam jeszcze mocno rozkojarzona i podchodziłam do tego lonżowania, żeby „odbębnić.” Może nie byłam na tym wystarczająco skoncentrowana? Albo moje pobudzenie niepokoiło Winda? A może to ja jestem wciąż niewystarczająca?
Akurat jak skończyliśmy lonżować, przyjechała Dorota (weterynarz). Zaprowadziłam Winda do boksu, dałam mu wodę, a Dorota zrobiła mu zastrzyk. Później przygotowałam mu paszę i zakładałyśmy mu opatrunek. Jak zwykle groził kopnięciami, ale próbowałam głaskania i gwizdania, żeby go uspokoić. Myślę, że sama byłam porządnie wystraszona.
Konie nie pojawiły się w międzyczasie na kolacji, dlatego chciałam iść po Tylicza, żeby Wind miał towarzystwo w boksie. Popełniłam wczesniej błąd. Biorąc Winda z zagrody, gdzie przebywał z Talarem- wypuściłam kuca do stada. Powinnam była zamknąć go w boksie obok Winda, żeby ten drugi czasami nie spanikował, że pozostał sam. Dobrze, że był ze mną jeszcze kolega, który posiedział przy Windzie, a ja za sugestią Kazia poszłam po Fetę, tak, by przyprowadzić wszystkie konie.
Znalazłam Fetę dosyć szybko i nawet bez zakładania kantarka poszła za mną. A za nią pozostałe konie. I wtedy to zobaczyłam, niech to!, one są po drugiej stronie ogrodzenia! Było już ciemno, nawet nie widziałam, którędy przeszły i pomyślałam, że niemądrze by było zabierać teraz Fetę ze sobą, żeby konie nie spanikowały, że nie mają jak do niej dotrzeć. Dlatego zgarnęłam szybko Tylicza, żeby Wind nie oszalał z samotności, rzuciłam im sianka i poleciałam szukać przerwy w ogrodzeniu. Fecia i Talar byli w środku, reszta się rozpierzchła na zewnątrz, zupełnie z innej strony niż była wyrwa w ogrodzeniu. Wzięłam Fetę, przeszłyśmy wzdłuż ogrodzenia, żeby zaprowadzić konie do tej wyrwy w ogrodzeniu i żeby sobie spokojnie przeszły na nasze pastwiska. Ale widać mocno sobie zakodowały, że tam jest elektryczny pastuch (w międzyczasie wyłączyłam) i nie kwapiły się, żeby się do tego zbliżać. Ciekawe, że w drugą stronę nie było takich problemów. Hmm, pomyślałam, że jeśli przeprowadzę Beja, to może podążą za nami. Zarzuciłam mu tylko linkę na kark i namawiałam, żeby ze mną przeszedł, miał spore opory, ale w końcu zaufał. Pozostałych koni pozostały niewzruszone. To było bez sensu, one się bały tego przechodzenia i może lepiej ich z tym nie oswajać, bo potem znowu będę ich szukać poza pastwiskiem. W międzyczanie zadzwonił Kaziu i podpowiedział, żeby pójść z końmi w stronę izolatora, takiego przejścia w ogrodzeniu, rodzaju bramki. No to znowu zabrałam Fecię i idziemy, a stado wokół ogrodzenia za nami. Fecia była naprawdę kochana i cierpliwa, bardzo mi pomogła!
I tak konie wróciły na nasze pastwiska, pobiegły do wodopoju. Przeliczyłam je jeszcze, bo nie byłam pewna czy w tych ciemnościach nie przeoczyłam kogoś. A potem karmienie, pora kolacji przesunęła nam się jakieś 2 godziny.
Po ponad 3 godzinach przygód wróciłam z końmi, zadowolona, że udało mi się sytuację opanować . Miałam tam jedną wpadkę, z pozostawieniem Windiego bez końskiego towarzystwa, ale na szczęście wszystko się potem poukładało. Jutro idę tam znowu. Zastanawiam się jak podejść do Windiego, żeby nie był na mnie taki poirytowany, żeby się nie złościł. Bo czułam dziś bezsilność.
Czwartek
Przyszłam dzisiaj z nowym nastawieniem i nic! Około godziny jedenastej podeszłam spokojnie po Windiego i chciałam go zabrać na lonżowanie. Spokojnie doszliśmy na polanę, ale stado ruszyło za nami i nas rozpraszało. Nie potrafiłam wypuścić Windiego na koło, zabrakło konsekwencji, wyrywał mi się to w stronę boksu, to stada. Gdy podchodziłam go uspokoić, groził mi kopytem. Naprawdę się go przestraszyłam, w pewnym momencie chciałam go po prostu odstawić do zagrody i uciec. Próbowałam z nim jeszcze robić kółka w stronę polany, szłam w stronę jego łba i skręcaliśmy. Ale znowu stawał i się wyrywał. Skapitulowałam i popłakałam się. Nie radziłam sobie kompletnie. Jeszcze Talar uciekł z zagrody, w jakiś sposób przełamując belkę. Chyba trzeba mu zmienić imię na Taran. Zamknęłam Windiego, na szybko zamontowałam nową belkę i przyprowadziłam mu Tylicza, bo akurat się napatoczył. Rzuciłam im trochę siana i uciekłam.
Później o piętnastej przyjechałam znowu. Windi dostał zastrzyk, ale cały się trząsł z zimna. Dorota (weterynarz) mówiła, żeby przykryć go derką. Poszłam z nim trochę pobiegać, ale znowu nie udalo mi się go wyprowadzić na koło, wyrywał się w stronę boksu. Kilkanaście minut pokręciliśmy się w kółko, podbiegliśmy nieco, ale ciągle się trząsł. Zamknęłam w boksach Winda i Tylicza, dałam im paszę. I założyłam Windowi opatrunek, tym razem był spokojny. Potem poszłam po Fecię i resztę stada. To kochana myszka, Fecia jest lekiem na całe zło. Po trudnościach z Windim bardzo się przy niej uspokoiłam. Potem nakarmiłam konie, zamknęłam Talara przy Windzie i pojechałam do domu. Z Windim po jedzeniu było ok. Ale boję się go, boję się do niego podejść.
Piątek
Na dworze jest zimno, a mróz oszronił tylko część pastwiska, resztę pozostawiając zieloną, co zabawnie wygląda. Dzisiaj przyjęłam inną taktykę z Windim. Był dzisiaj zamknięty w zagrodzie z Tyliczem. Po prostu podchodziłam dzisiaj do niego, nic od niego nie chcąc. Pogłaskałam, odeszłam. Jeśli on ondchodził, szłam za nim i głaskałam dalej. Odchodziłam, zanim on wpadał na ten pomysł. I potem podchodziłam do Tylicza. Staram się tak podchodzić do nich, pogłaskać, ciągle nic nie chcąc. Miałam wrażenie, że Winda to nieco zastanowiło, musiał to przeżuć. Może tak z nim spróbuję, bez presji, spokojnie.
Popracowałam dzisiaj z Sobkiem i Talarem. Ale mam dla nich nowe przezwiska. Czarny Diabeł (bo to czarny i charakterny hucuł) i Taran (bo złamał belkę ogrodzeniową). Zrobiłam dzisiaj z nimi podobne ćwiczenia, byłam uprzejma i przebiegało wszystko bardzo sprawnie. Najpierw krążyliśmy wokół drzew, robiliśmy ósemki, później idąc na łąkę puszczałam Sobka/Talara przodem i szłam na ich zad, żeby zaczęły iść po drugiej stronie mojego ciała. I tak płynnie całą drogę. Później kłus po kole, trochę spacerowania. Bardzo fajnie było, układało mi się z chłopakami. Potem poszłam jeszcze raz do Tylicza i Winda, pogłaskać, nic-nie-chcieć, stanęłam potem przy ogrodzeniu i patrzyłam na konie, relaksując się.
I tak mi dzisiaj upłynął dzień z końmi. Pod znakiem spokoju i odpuszczania. To było bardzo przyjemne. Niech nie kojarzą mnie tylko z pracą.
Sobota
Co dzisiaj u koni?! Popracowałam sobie dzisiaj z Talarem porządnie, między drzewami, kłusowanie na kole, spadający liść i takie puszczanie go przede mną, żeby zaczął iść po drugiej stronie mojego ciała. Chodziliśmy dużo slalomem, robiliśmy ósemki- dość intensywne ćwiczenia. Ale dobrze nam się dzisiaj pracowało.
Później zajęcia z Tyliczem, który z początku najchętniej by ode mnie uciekł. Ciekawe, że taki niedominujący koń tak bardzo się nie mnie później wpychał. Może potrafię wzbudzać w koniach to, co jest w nich dobrze ukryte Ale też porządnie poćwiczyliśmy, to co z Talarem, a dodatkowo galop po kole. Trochę się nakręcił i potrzebował czasu, żeby się wyciszyć. Ustalaliśmy hierarchię i w sumie dobrze nam szło, do czasu aż postanowiłam na niego wsiąść. Najpierw było wszystko w porządku, ale miałam trudności „w sterowaniu”. Tylek zawrócił ea mną do stajni, a ja nie miałam za wiele do gadania. A przy stajni zasnął- w pełni zrelaksowany koń. Zeskoczyłam (w końcu!) w ładnym stylu. Chyba ta cała wycieczka trochę nasz kontakt podburzyła. Muszę jutro spróbować popracować z Windim. Ostatnie dni po prostu podchodziłam do niego, pogłaskać go, bez żadnych oczekiwań.
Niedziela
Wind of change?
No cóż, 2 dni odpuszczania, dzisiaj miałam sobie zrobić przerwę w pracy z końmi, ale nie dałam rady przy takiej pięknej, słonecznej pogodzie. Od razu przyjemniej spędza się czas w terenie, gdy jest tak ciepło na dworze.
Windi, dzisiaj spróbujemy poćwiczyć. Mam nadzieję, że już się do mnie przyzwyczaiłeś i tym razem się dogadamy. Wiesz, jakość naszej relacji zależy tutaj od Ciebie i ode mnie. Postarajmy się razem.
Weszłam do zagrody i idę do jej przeciwnego krańca, gdzie stoi Windi, i tu zaskoczenie, Windi mnie zobaczył i podszedł do mnie się przywitać. Nie wiem, czy to moje nastawienie, czy po prostu byłam inaczej ubrana i wziął mnie za kogoś innego. Nie było problemu z podłączeniem jego kantarka do linki. Żeby ustalić nasze relacje wycofałam go, pamiętając o stopniowaniu- spojrzenie, machnięcie palcem, machnięcie bacikiem. Byłam bardzo spokojna i mówiłam to niby od niechcenia ale stanowczo i samo machanie palcem podziałało już na Windiego.
Idziemy na polanę, po drodze robimy krótkie przerwy na popas, ale tam, gdzie ja pozwalam. Gdy dochodzimy do polany zastanawiam się, czy tym razem uda nam się pokłusować, to ważne, żeby jego noga zdrowiała!
I ku mojemu ponownemu zaskoczeniu nie było problemu z kłusowaniem po kole, najpierw musiałam go mocno podkręcać kręcąc kółka bacikiem i ożywiając się, ale nie odpuszczałam i zaczął kłus. Nie wyrywał mi się w przeciwnych kierunkach, było naprawdę elegancko. Zmiana kierunku też w porządku, potem chwilę stępa, i ożywiam się- tym razem Windi reaguje szybko, na moje sygnały z ciała, rozpędzając się do kłusa. Po 15 minut ćwiczeń jednak się trochę nudzi i zaczyna mnie przestawiać. Próbuję sobie jakoś z tym poradzić! I żeby zakończyć pozytywnym akcentem wysyłam go jeszcze na rundę kłusem. I wracamy do zagrody, robiąc przerwy na popas i trochę spacerując. Później jak czyściłam Windiemu i Talarowi zagrodę, to też podchodzili do mnie, ale mam wrażenie, że tak z zaciekawieniem i życzliwie. Talar też się cieszy, jak nic od niego nie chcę. A może nalegał na ćwiczenia? Ostatnie dwa dni przecież trenowaliśmy.
Rozumiem, że koń ma prawo mieć swoje humory, tak jak człowiek. Możliwe że trafiłam dzisiaj na lepszy humor Windiego. Przyjemna pogoda udziela się pewnie każdemu. Zobaczymy jak to się dalej potoczy, chciałabym mieć z nim taki dobry kontakt, ale wiem, ze dużo tu zależy od mojej stanowczości. Nie mogę dać sobie wejść na głowę, a on jednak ciągle testuje moje granice.
Dzisiaj mam ochotę pobyć z końmi, pospacerować między nimi i poobserwować je. Wydaje mi się to bardzo ważne, żeby się trochę ze mną obyły i nie kojarzyły tylko z pracą i obowiązkami. Bardzo miłe jest dla mnie, gdy Fecia reaguje na moje gwizdanie i podchodzi. Ciekawe czy kojarzę jej się z delikatnością czy raczej z dobrym jedzeniem
Poniedziałek
Wczoraj było trochę miłych akcentów, ostatni tydzień przeznaczyłam na spędzanie czasu z końmi. Zabrałam Winda na trochę pobiegania, ale szło nam topornie. A później siedziałam z nim, Sobkiem i Talarem w zagrodzie. I to były bardzo miłe chwile. Po prostu siedziałam sobie z boku pod drzewem i przyszedł do mnie Talar. Ostatnio podchodzi do mnie bez obaw, bo dwa dni ćwiczyliśmy, a kolejnego dnia po prostu byłam z nim, pogłaskać go, nic od niego nie chcąc. Podszedł do mnie z szacunkiem, nie przedreptał po mnie, po moich nogach, skłonił się do mnie, powąchał i ja go głaskałam. Tak spokojnie. Czułam wtedy z nim taką cichą zgodę. Później stanęłam przy zagrodzie i patrzyłam na stado w oddali. I podszedł do mnie Windi, nie popychał, nie przestawiał, stanął obok mnie i patrzyliśmy w tym samym kierunku, na stado. I również w tej chwili czułam niesamowity spokój, nie chciałam go psuć, cieszę się za każdym razem, gdy Windi do mnie podejdzie. On mnie testuje średnio co piętnaście minut i to jest czasami męczące, ale mamy takie przyjemne chwile, kiedy razem idziemy, ćwiczymy, albo się witamy i stoimy obok siebie patrząc w dal. Dla takich chwil tam przychodzę! A potem do towarzystwa jeszcze podszedł do mnie Sobek. I dał mi buziaka! Zaczął mnie lizać po twarzy, a ja, nie wiem czy słusznie, pozwoliłam mu na to, nie przeganiałam go, byłam ciekawa co robi. I nie wiem, czy dobrze to wpłynie na mój kontakt z nim, może dałam sobie w ten sposób wejść na głowę. Ale ja mu na to pozwoliłam, nie zabijajmy w końcu ciekawości w koniu
Leave A Comment