Sobotnie zawody były wyjątkowe pod wieloma względami- sportowym, towarzyskim i organizacyjnym.

Magic Mountain Endurance Team

Składamy wielki ukłon w stronę organizatorów. Trochę już odwiedziliśmy zawodów w Polsce i w Czechach. Czesi zachwycili nas swoim połączeniem luzu i pełnego profesjonalizmu. A organizatorom        I Lubuskich Zawodów w Sportowych Rajdach Konnych mogliśmy bez zbędnej przesady wyznać: „wow, u was było zupełnie jak u Czechów”. Świetnie oznakowane trasy, na których trzeba było naprawdę mocno się postarać, żeby się zgubić. Dobrze przygotowane zaplecze organizacyjne-na punktach serwisowych stała woda dla koni, mieliśmy swobodny dostęp do siana, dużo miejsca dla rozstawienia padoków, wyniki dostępne na bieżąco, sprawnie przeprowadzona odprawa techniczna (obecność Pani Eulalii Michalik nie była bez znaczenia, bo ona jak nikt inny potrafi wytłumaczyć zasady i ich niuanse mające potem znaczenie przy zaliczeniu i punktowaniu startu. Teraz potrafimy to docenić, ale pamiętam jak w zeszłym roku, na naszych pierwszych zawodach, zostałyśmy z Klaudią cofnięte ze startu za brak obuwia z wystarczającym obcasem i w popłochu szukałyśmy sposobu by jednak zostać dopuszczonym, aż w końcu jednej z nas udało się dorwać kalosze, a drugiej pożyczyć strzemiona z koszyczkami. Teraz już wiemy że wystarczyło wyciąć obcas w naszych adidasach 😉 Regulamin rajdów, jego zawiłości to coś z czym długo się oswajaliśmy i cały czas się borykamy. Ale po dwóch pierwszych, stresujących z tego powodu startach zaczęliśmy się odnajdywać w środowisku, dzięki bardzo życzliwemu wprowadzeniu, m.in. Beaty Szlezyngier-Jagielskiej i Leszka Palczaka.

Ale, ale odpłynęłam nieco we wspomnienia, zresztą niedalekie, bo zeszłoroczne. I tak wracając z sobotnich zawodów Kaziu westchnął i jedno z nielicznych, ale jakże znamiennych zdań jakie wtedy wypowiedział brzmiało: Popatrz Paula, a w zeszłym roku biegliśmy L-kę w Gaworze.

Trzy damy, trzech facetów- napierają 🙂

Zawsze to dla konia parę kg mniej do dźwigania..

Od tamtej pory wszystko popłynęło lawinowo. Dziś mamy za sobą N-ki, 4 konie w treningu, 2 młode arabki czekające jeszcze, aż ich czas nadejdzie i apetyt na więcej. Kto wie, gdzie nas wywieje w przyszłym roku. Może będzie to pustynny wiatr…? Po sezonie przyjdzie czas na głęboki wydech i dalsze planowania. Zobaczymy, zobaczymy…

Piękna para- on przystojny, ona urodziwa

Wracając jeszcze do trasy zawodów- kilometry miękkich, przyjaznych naszym bosym koniom leśnych dróg. Bajka, miejsce gdzie można się naprawdę dobrze rozbujać i pogalopować. U nas teren górski, super robi naszym koniom na wydolność, ale wygalopować się nie ma za bardzo gdzie. Mamy górskie łąki, ale i tam trzeba się mocno nakombinować, żeby przegalopować choćby 5-8 minut w ciągu. Mamy zaproszenie całoroczne od organizatorów, więc jakby nam czas i inne czynniki pozwoliły to taki wyjazd treningowy mógłby być dobrym pomysłem.

mimo, że bułany, Half był czarnym koniem tych zawodów 🙂

Pierwsze zawody Arabka i Klaudyny, na pewno nie ostatnie

takich rozmów nie wypada podsłuchiwać 🙂

Dlaczego jeszcze te zawody były wyjątkowe? Wystawiliśmy mocną 6-osobową ekipę z naszej stajni. Trzy damy, trzech facetów: Gosia i Klaudyna Hałon z końmi Halfik i Arabek oraz Karolina Bożek z Miśkiem, debiutowali na dystansie towarzyskim L-22 km. Cała trójka ukończyła, a mama z córką (Jarema: „to one nie są siostrami?!”) zajęły wspólnie drugie miejsce na podium. Klaudia Szabla z Euchidesem- pierwsze wspólne zawody w tym sezonie, pierwsza P-tka (46km) Euchidesa, 8 miejsce na najbardziej obstawionym dystansie. Ostatnio inny wnuk Emigranta zajął trzecie miejsce w konkursie CEI 2*, wszystko jeszcze przed Ochydkiem :). A na najdłuższym dystansie Kaziu i Paula z Grimkiem i Fetą. Podzieliliśmy się uczciwie pierwszym (Kaziu, Grimek) i drugim miejscem na podium. Nie można też zapomnieć o nagrodzie specjalnej Best Condition dla Grimka. Nagrodzie nietypowej, bo był to miecz kasztelański. Gdybyśmy wiedzieli, zabralibyśmy żupan na dekorację 😉 Zresztą uhonorowani zostali wszyscy zawodnicy, nawet ci, którym nie udało się ukończyć dystansu. Miły gest, atmosfera zawodów zupełnie jak u Czechów. Tylko organizatorzy zamiast paradować na wielbłądzie, wystąpili w eleganckich strojach. To kolejna rzecz, o którą musimy zadbać następnym razem.

chociaż konie eleganckie- w białych skarpetkach 😉

Klaudyna/Arabek i Gosia/Halfik- i takim sposobem wszystko zostaje w rodzinie

Klaudia i Euchides. Pierwsza P-tka zaliczona bez problemu

 

Tym razem były to szczęśliwe zawody dla naszej stajni i wszystkie wystawione konie ukończyły zawody. Mnie najbardziej cieszy to, że Feta dała radę. Półtora miesiąca temu na zawodach w Czechach, zakulała na pierwszej bramce (trudny teren, upadek po drodze), martwiłam się, czy to nie jest zapowiedź poważniejszego problemu. Obiecałam jej wtedy, że już w tym sezonie ma spokój, wypuściliśmy ją na pastwiska, a Feta jak na konia, który świetnie przyswaja paszę, szybko nabrała rozmiarów zacnej kobyły. A potem przychodzę na 2 tygodnie przed zawodami i mówię, no mała, przymierzymy się do jeszcze jednej 80tki w tym sezonie. Miała prawo się wkurzyć i pokazywała mi to na każdym biegu kontrolnym na bramce weterynaryjnej. Ale w terenie szła jak burza, koń z żelaza i stali.

Jak to? to już 15-ta godzina?!

Feta wkuta na całego 😉 a miało już nie być biegania w tym sezonie…

Feta i Grimek byli dla siebie wsparciem na pierwszych dwóch pętlach

Nie jestem pewna, jak wyglądała strategia pozostałych zawodniczek na zawodach. Misiek ponoć ciągnął całą stawkę od startu do mety, z uwagi na swoje rozmiary tworząc tunel aerodynamiczny dla reszty;) tak, tak Misiek ma tu niemały wkład w wynik Gosi/Halfika i Klaudyny/Arabka). Klaudia większość dystansu pokonała sama z Euchidesem. Drugą pętlę szybciej niż pierwszą. My z Kaziem 2 pierwsze pętle przejechaliśmy razem. A konie nam pokazały, że było to dla nich dobre rozwiązanie. Moje początkowe założenia były takie, żeby trzymać się prędkości minimalnej i po prostu na spokojnie zaliczyć dystans. Jednak jadąc razem utrzymywaliśmy ok 12,5 km/h ,a Feta pokazywała, że dla niej to jest w porządku. Założenia Kazia były takie, żeby na trzeciej pętli trochę „pocisnąć”. Kaziu wystartował przede mną, ja 1-2 minuty za nim. Planowałam pojechać połowę pętli trochę szybciej, by mieć potem zapas móc zejść z Fety i przebiec z nią część dystansu, a potem spokojnie dojechać do mety. Niestety w taki sposób ciągle dojeżdżałam do Kazia. Feta widząc z daleka Grimka rżała i niepokoiła się. Sytuacja do kitu i dla nas i dla Kazia z Grimkiem. W końcu zwątpiłam, czy Kaziu na mnie czeka (a jak się okazało, rzeczywiście czekał na mnie by podzielić się ze mną swoją opinią, na temat mojego podjeżdżania;)), czy po prostu różnica czasu w którym wystartowaliśmy była za mała, żeby stworzył się między nami znaczący dystans. No nic, zdecydowałam się na chwilę zatrzymać i zaczekać, nieco więcej stępować w trakcie, jedynie krótki odcinek przebiegłam, a na metę wbiegłyśmy z prędkością prawie 14 km/h, więc Kaziu miał rację i rzeczywiście przekroczyłam swoje wstępne założenia. Ale to co muszę przyznać Fecie, że choć obawiałam się przez moment, czy ostatnia pętla nie będzie szaleńczą i wyczerpującą pogonią za Grimkiem, szybko się uspokoiła, jej tętno przez cały czas utrzymywało się w strefie tlenowej,a przy okazji napierała do przodu. Nie było kryzysu, nie było sytuacji, w której musiałam ją popychać do przodu. Natomiast Grimek to urodzony maratończyk, jego trzeba raczej zatrzymywać niż poganiać. Ale z tego co Kaziu mi opowiadał, to był na tych zawodach nieco usztywniony i miał skoki tętna w kłusie (do 170 ud/min.), podczas gdy w galopie spadało mu do 100-110 ud./min. Co to może oznaczać??? Jednak patrząc na drogę jaką razem przeszli…to dla Grimka są 4te zawody, z jego bardzo wrażliwą i nadszarpniętą psychiką, wykonali z Kaziem kawał pracy. I mimo, że usztywnienia wciąż się pojawiają i wciąż zdarza mu się nakręcać, to jest to już inny koń. Konie obyły się już z sytuacją zawodów, noce spędzają spokojnie na padoku, nie ekscytują się nadmiernie obecnością innych koni, na trasie idą coraz bardziej pewnie. Trzeba dodać, że zarówno Feta jak i Grimek były roztrenowane. Plany co do nich były zupełnie inne, ale uległy zmianie. W takich okolicznościach, świetnie sobie poradziły.

Misiek z Karoliną nadawali tempo reszcie ekipy

ruszamy z kopyta

Nie możemy zapomnieć o serwisie, który spisał się na medal. Z doświadczonych w serwisie była Ewa i Kuba a rano tuż przed startem przyjechał Juro z synami i Dominik, Martyna i Lenka (nasi „Kozacy”). Szybka odprawa, zwarcie szyków i na trasie mieliśmy wszystko czego potrzebowaliśmy. Żeby jeszcze te nasze bestie nie obrażały się na wodę w wiaderkach. Próbowaliśmy już różnych rzeczy. W domu zaczęliśmy je poić jedynie z wiaderek, korzystamy z miodu, a nadal są takie sytuacje, że konie odmawiają picia. Dobrze, że wody w kałużach było pod dostatkiem. Może zamiast dolewać do wody w wiaderkach soku jabłkowego, wrzucać tam słodkie jabłka i marchewki, powinniśmy wsypać tam po prostu trochę mułu? Jeśli znacie jeszcze jakieś sposoby na nauczenie konia picia z wiaderka, jest na to miejsce w komentarzach 😉 Za świetną dokumentację fotograficzną (Dominik) i filmową (Ewa) dziękujemy!

Przejdzie kontrolę, czy nie przejdzie? Nie było wątpliwości, że tak. Wszystkim naszym koniom się udało 🙂

dobry serwisant to dobry materiał na męża 😉

Hej, jesteśmy również w mediach! 🙂

http://gorzow.tvp.pl/33657694/ponad-30-koni-z-calego-kraju-i-80-km-pierwszy-lubuski-rajd