Dzisiaj moja praktyka w stajni 4KONIE dobiegła końca . Nie myślałam, że minie to tak szybko oraz, że będzie mi tak ciężko rozstać się z tym miejscem. Zapamiętam na pewno widoki, od gór i łąk po pastwiska, gdzie codziennie rano można było spoglądać bez końca jak czworonogi wylegują się na słońcu. Niestety nie zawsze dopisywała nam pogoda, ale jednak znalazły się sposoby na zabicie czasu, najlepszym z nich było oczywiście pogłębianie wiedzy na temat pracy z ziemi z koniem. Dzięki Pauli, która bardzo dobrze tłumaczy z języka angielskiego, oglądaliśmy pracę zagranicznych trenerów-Warwick Schiller oraz Manolo Mendez. Kiedy pogoda dopisywała można było zastosować to w praktyce. Bardzo dużo się nauczyłam od Pana Kazia jak i Pauli dla których praca z ziemi z koniem jest podstawą relacji. A jak wygląda wasza praca z koniem? Czy tylko na wyjazdach w teren lub na ujeżdżalni? Poświęcacie im na tyle uwagi aby zbudować relacje? Jesteście dla nich przyjacielem, przywódcą czy może kojarzą was tylko z treningiem i nic poza tym?
W pierwszym tygodniu mojego pobytu w Mniszkowie już mogłam stwierdzić jedno-trafiłam na pewno w jedno z najlepszych miejsc! Dlaczego? Każdy dzień był taki sam, ale jednak inny. Mimo rutyny- karmienie, następnie karuzela i w różnej kolejności praca z ziemi, spacery, tereny, wykłady, przeplecione obiadkiem przygotowanym przez właścicieli, przerwami na drzemkę oraz sprzątaniem pastwisk, z każdego dnia mogłam nabyć bardzo dużo!
Poznawałam po kolei członków stada. Najczęściej zajmowałam się metodą „hooking on” Warwicka Schiller’a. U każdego trzeba było pielęgnować pracę inaczej- z większą energią bądź mniejszą. Starałam się ile mogłam, aby ssakowi jak i mi pracowało się dobrze, niestety nie zawsze było kolorowo, ale nie ma co narzekać-pozytywy jak i negatywy bardzo dużo uczą. Weźmy na przykład wałacha Colorado, musiałam z nim pracować na niskiej energii, być blisko, zwracać na siebie uwagę, ponieważ podczas pracy na odległość po prostu mi „uciekał” nie był skupiony na mnie, lecz na rzeczach poza ogrodzeniem. Natomiast Tuhaj Bej-dominant tzw. szef stada, po prostu nie chciał żebym to ja przejęła te wyższe miejsce w naszym stadzie. Pokazał to bardzo wyraźnie chociażby swoimi tylnymi kończynami. Może teraz płeć przeciwna-Feta. Przecudowna jak i prześliczna klacz, która skrada wszystkie serca! Dałyśmy radę zgrać się w jedno podczas pracy, aczkolwiek też miała bardzo dużo do powiedzenia, jak to kobiety oczywiście!
Oczywiście nie brakowało wyjazdów w teren, na doświadczonych koniach jak i z młodymi przyszłymi sportowcami na lince, które od tych starszych pobierają mnóstwo nauki. Również bardzo dużym doświadczeniem była obserwacja pracy z ziemi jak i z siodła pana Kazia z Saszką(Jumbo Al Khalediah). Koń po ciężkich przejściach, który nie na początku nie dał się nawet dotknąć. Po dwóch latach pracy, nabiera zaufania do człowieka, daje się dosiąść, ale jednak trzeba mieć do niego mnóstwo cierpliwości i spokoju, każdy zbyt gwałtowny ruch wywołuje u niego strach. Jeszcze cały szereg pracy przed Kaziem i Saszką, ale najważniejsze już osiągnęli-zaufanie. Jednak mam pewność, że jeszcze bardziej rozłożą skrzydła.
Niestety w trakcie mojego pobytu, dwójka młodych sportowców, którzy mają za sobą bardzo dobre wyniki w zawodach wylądowało w klinice-Grimbolt oraz Zimek. Im obojgu stwierdzono naderwanie ścięgna. Mimo iż byłam tu dopiero chwilę, odczuwałam ból razem z całą rodziną. Dlaczego rodziną? No właśnie, czy wszyscy koniarze podjęli by się kosztownych wydatków na leczenie, zamiast za te pieniądze kupić „lepszego”, zdrowego konia, który może i miałby jeszcze lepsze wyniki? Czy najważniejsze są tylko wyniki w zawodach? Kilka koni w stajni 4KONIE jednak zostało, mimo że nie dały rady w Sportowych Rajdach Konnych. Walka o zdrowie Grimka i Zimka wciąż trwa.
Czarodziejska Góra zdecydowanie ma w sobie coś magicznego! Dziękuję za zdobytą wiedzę, poświęcony czas i doświadczenia. Mimo wielu kilometrów, które nas dzieli, mam nadzieję, że będę tu częstym widzianym gościem! DZIĘKUJĘ
Leave A Comment