16.06 startowaliśmy w Czechach w Dlouhomilov. Dla mnie były to wyjątkowe zawody. Dostarczyły mi mnóstwo radości i kolejne bezcenne doświadczenia. W tym roku chcielibyśmy ukończyć 120km i taki jest cel na ten sezon. Mamy za sobą pierwszą 1*. Startujemy od roku więc doświadczenia niewiele. Większość naszych startów odbywa się w Czechach i chciałem się podzielić specyfiką organizowanych tam zawodów. Część zawodników startuje tylko na dystansach 40 i 60 km. Są to zawody ścigane więc, emocji i adrenaliny mnóstwo. Wspólny start, przeważnie 20-25 koni na każdym dystansie, prędkość często powyżej 20 km/h, prawie zawsze ostra walka od startu do mety. Jeżeli warunki atmosferyczne i trasa są sprzyjające wszystko jest ok. Schody pojawiają się kiedy robi się trudno. Wtedy zaczynają się eliminacje – niestety jest ich sporo. Dlouhomilov położony jest w pięknym górzystym terenie. Zeszłoroczne zawody zapisały się złą sławą. Trasa była na tyle ciężka (góry), że zawodnicy rzadko przekraczali 12km/h a wielu zostało wyeliminowanych ze względu na zbyt niskie tempo i metabolizm. W tym roku trasa miała być łatwiejsza.
Pogoda to chyba zmora tegorocznych zawodów. Straszne upały i susza spowodowały, że podłoże było niezwykle twarde. Do tego start w samo południe.
Wystartowaliśmy na 40 km. Chciałem sprawdzić Grimka jak poradzi sobie z szybszym tempem i jak to się przełoży na nasz plan treningowy. Założenie więc było takie, że spróbujemy się pościgać. Pojedziemy tak żeby wygrać.
Pierwsze trzy kilometry to trasa non stop pod górę. Przewyższenie ok. 300m. Uczepiłem się dwójki która, od startu zaczęła cisnąć. Na co dzień trenujemy w podobnym terenie, więc z takim podbiegiem jakoś sobie poradziliśmy. Cała trasa góra dół. Mało płaskich odcinków. Niezbędna jest umiejętność i technika jazdy po górach. Były takie miejsca, że szybciej było zbiegać koło konia a podbiegi pokonywać w wolnym galopie. W górach nie można jechać na pałę. Ciągle trzeba myśleć i kalkulować. Jak źle ustawimy tempo to podjazdy nas pozamiatają. Jak nie mamy zbalansowanego konia pozabijamy się na zjazdach. Wykręcić 16-17 km/h w takim terenie nie jest łatwo. A do tego jeszcze ten upał. Cztery serwisy na 20 km pętli w takich warunkach to niezbędne minimum.
Okazało się że, dwójka z którą jechałem to mundurowi i w ramach tych zawodów rozgrywany jest Military Cross . Oni również przyjechali tutaj, żeby wygrać. Na co dzień trenują razem. Zgrana para. Częste zmiany – wiedzą, gdzie można przycisnąć. Szarpane tempo i uciekanie na zakrętach nie ułatwiają jazdy. Nie wstrzymuję jednak konia. Wiem że, gdybym spróbował zostać z tyłu kosztowałoby to nas mnóstwo energii i nerwów. Jedziemy w trójkę, reszta daleko z tyłu. Spróbuję jednak nie odpuszczać. Grimek to dziewięcioletni koń. Solidnie pracowaliśmy na treningach i wiem na co możemy sobie pozwolić. Pierwsza pętla za nami. Grimek wchodzi na bramkę pierwszy. Wszystko ok. Cieszę się że, drugą pętlę zaczniemy pierwsi. Mamy 8 min przewagi. Pojedziemy dużo spokojniej. Mogę skupić się teraz koniu. Wsłuchać się w oddech i kontrolować tętno. Podjazdy, wiadomo tam nie jest lekko, za to wspaniałe uczucie, kiedy można odpocząć w spokojnym galopie. To zupełnie inna jazda, kiedy samemu można regulować tempo. Prawie jak nie na zawodach. Drugą pętlę pokonujemy szybciej przy dużo mniejszym nakładzie energetycznym. Na bramkę możemy wchodzić praktycznie z marszu. Mamy I miejsce.
Dlaczego o tym piszę? Nie jest to relacja z MP, ME czy MŚ. To zwykła P-ka. Bagatela 40 km. Mam nadzieję, że uda mi się doprowadzić Grimka do 160 km. To jednak jeszcze daleka droga. Tutaj mogliśmy pozwolić sobie na odrobinę szaleństwa. Poczuć smak rywalizacji. Nie martwić się limitem czasu tylko realnie skalkulować swoje i innych możliwości. Podjąć ryzyko i zawalczyć o zwycięstwo. Niby nic, żadna sława, ale te setki godzin pracy w takich chwilach mają wymierną wartość. W końcu po to trenujemy. Wszyscy jesteśmy szczęściarzami. Uprawiamy cudowną dyscyplinę sportu.
Leave A Comment