Rajdy długodystansowe porównuje się zazwyczaj do ultramaratonów. Mnie nasuwa się jeszcze inne wyobrażenie. Wyprawy w Himalaje. Dlaczego nawiązujemy do himalaizmu? W himalaizmie podobnie jak w rajdach długodystansowych, oprócz treningu fizycznego, być może nawet kluczową rolę pełni przygotowanie mentalne. Bez zrównoważonej psychiki, trudno zbudować wytrzymałość, potrzebną na 160 km galopu czy zdobycie ośmiotysięcznika.

Można być bardzo dobrze przygotowanym fizycznie, świetnie biegać maratony i robić tysiąc pompek. Jednak bez doświadczenia górskiego, a co za tym idzie odporności psychicznej na zagrożenia związane ze specyfiką uprawiania alpinizmu, w wysokich górach nic się nie osiągnie. Przykładem tego, mogą być takie nazwiska jak Marek Kamiński – zdobywca obu biegunów, czy Jacek Pałkiewicz odkrywca, podróżnik, niezwykle twardy człowiek – w górach wysokich dotknęli granic swoich psychicznych możliwości i wycofali się z wyprawy. Dopiero lata spędzone w górach i setki przebytych dróg w Tatrach, Alpach, górach Kaukazu czy Pamiru sprawiają, że stajemy się prawdziwymi wspinaczami, którzy samodzielnie mogą działać w Himalajach.  Odniesione sukcesy i porażki kształtują nasz charakter bez którego trudno walczyć na zalodzonych niebezpiecznych  ścianach.

Himalaje. Już na pokładzie samolotu mentalnie jesteś zaangażowany we wspinaczkę. Znajdujesz się w zupełnie innym świecie, z dala od rodziny. Idziesz na szczyt, podążając od obozu do obozu. Z każdym metrem jest coraz trudniej, a Ty jesteś coraz bardziej zmęczony.„Ukończyć, znaczy wygrać”.  Dlatego tak ważna jest praca nad mentalnym nastawieniem i odpornością psychiczną w sytuacji ciągłego zagrożenia. Konie na zawodach, w nowych warunkach, poddane dużym obciążeniom, mentalnie również walczą o życie. Jak działać, by zachować siły i sprawnie przeprowadzić atak szczytowy? Jak przygotować konia, by fizycznie ale i psychicznie, był w stanie ostatnią pętlę, na największym zmęczeniu, przejechać najszybciej?

Wbrew pozorom nie leżymy i nie odpoczywamy, tylko wiatr wieje z prędkością 260km/h

Wbrew pozorom nie leżymy i nie odpoczywamy, tylko wiatr wieje z prędkością 260km/h

Startując w rajdach długodystansowych, przyjeżdżając na miejsce zawodów już jesteś, Ty i Twój koń, mentalnie na starcie. Twojego konia czeka żmudny, wydłużony w czasie wysiłek. Każda przejechana pętla jest jakby dojściem do kolejnego obozu przed szczytem. Liczy się taktyka, ale i styl- prędkość pokonania dystansu. Z każdą pętlą zmęczenie jest coraz większe. Pojawiają się kryzysy. Jak je rozróżnić od skrajnego wyczerpania? Trzeba znać swoje konie, co pokazało doświadczenie z Mistrzostwami Świata w Tryon (do poczytania tutaj: Co się wydarzyło na MŚ w Tryon?). Ważne są tutaj setki spędzonych razem godzin, tysiące przejechanych wspólnie kilometrów. Tylko tak można poznać możliwości i słabości własnych koni. Kiedy mają kryzys i trzeba im pomóc go przezwyciężyć, a kiedy mówią, że już dość. Kiedy pokazują, że tak, to jest ich dzień, a kiedy widzisz, że coś się dzieje nie tak.

W przygotowaniu mentalnym zarówno himalaisty, jak i konia rajdowego, należy nastawić się na przyzwyczajenie głowy do długotrwałego wysiłku na granicy własnych możliwości, w skrajnym zmęczeniu oraz nauczyć sztuki czekania i wypoczywania – w base camp, w poszczególnych obozach na drodze do szczytu czy w przerwach między pętlami na zawodach.

Do góry krok po kroku

Do góry krok po kroku

Jak do tego przygotować mentalnie konia?

Takie mamy pomysły na trening mentalny naszych koni, powoli je wprowadzamy i mamy zamiar wypróbować w nadchodzącym sezonie. Trening mentalny nie zastąpi treningu kondycyjnego, ale może być dla niego wartościowym dodatkiem.

I. Rutyna startowa– niech działa na naszą korzyść. Standardowy trening wygląda tak: wyjazd w teren, po treningu powrót do stajni, odpoczynek, jedzenie. Co jednak, gdy startując w rajdach długodystansowych mamy do czynienia z trzema czy czterema pętlami. Po każdej z nich następuje odpoczynek. Przerwa, odpoczynek, jedzenie są kojarzone przez konia z zakończeniem wysiłku. W końcu tak jest trenowany. A tu po 40 minutach wyruszamy znowu i znowu. Jak byście się czuli, gdybyście startując w biegu na 10 km, dobiegali do mety, odetchnęli, po czym zostalibyście poinformowani, że to jeszcze nie koniec i macie do przebiegnięcia kolejny taki sam odcinek. Co stałoby się z Waszą motywacją? Czy pojawiłaby się frustracja i złość z powodu nierozumienia sytuacji?

Dlatego w ramach treningu mentalnego, niektóre treningi prowadzimy w taki sposób, żeby imitowały sytuację zawodów. Z jednej strony wytrącamy konie z pewnego schematu, przez co mogą uczyć się radzić sobie ze zmieniającymi się warunkami. Z drugiej, oswajamy z procedurą startową. Czyli, wracając po treningu, rozsiodłujemy konia, chłodzimy go wodą (zupełnie jak na serwisie), kłusujemy w ręku, sprawdzamy tętno i parametry (tak jak to się dzieje na bramce weterynaryjnej), zamykamy w boksie, karmimy, zostawiamy wiadro z wodą (jak przerwie między pętlami), po czym bierzemy go na kolejny trening. Wprowadzenie rutyny startowej daje poczucie bezpieczeństwa w zmieniających się warunkach, ale też im więcej sytuacji przerobimy na treningu, tym mniej będzie mogło zaskoczyć i zestresować naszego konia na zawodach.

II. Tak jak w najwyższych górach wysiłek fizyczny i mentalne należy liczyć w miesiącach intensywnej pracy i zaangażowania w wyprawę i realizację celu, jakim jest zdobycie szczytu (nieważne, czy w tym czasie wspinasz się, czy jesteś w bazie- jesteś uczestnikiem wyprawy), tak dla naszych koni równie dużym wyzwaniem są zawody, które nieraz trwają kilkanaście godzin. Jak przystosować konia do ciągłej gotowości, chęci do biegu, ale i jak najlepszego wykorzystania przerw do regeneracji? Badania prof. Skorupskiego pokazują, że u koni tuż przed startem jest największy wyrzut adrenaliny. Adrenalina w odpowiednim momencie może mobilizować ciało do nadludzkiego (nadkońskiego? ;)) wysiłku, ale utrzymywana na wysokim poziomie, wraz z hormonem stresu, w czasie, który można wykorzystać na odpoczynek, wypala fizycznie i psychicznie, powodując, że koń zaczyna wszystkiego się bać, albo zabraknie mu energii na finiszu.  Podobnie jeśli wspinacz spala się w bazie, albo w kolejnych obozach, spotka go to samo.

Nasze konie cały rok biegają wolno po pastwisku, dlatego dla naszych sportowców wprowadziliśmy teraz znaczącą zmianę. Po śniadaniu, zostawiamy je w ich boksach (które do tej pory służyły tylko do karmienia), po czym czas na karuzelę, po karuzeli boksy, potem trening, a po treningu niekiedy znowu boksy. Dla nich trening mentalny zaczyna się od momentu zostania w boksach po śniadaniu. Jednocześnie boksy kojarzone są z czymś przyjemnym. W nich odpoczywają, jedzą między treningami fizycznymi. Dla naszych koni to ważne, bo do momentu rozpoczęcia przygody z rajdami długodystansowymi, nie spędziły one w boksie nocy. Teraz, jeżdżąc na zawody międzynarodowe nie ma innej opcji noclegowej, muszą być przyzwyczajone do spędzania czasu i odpoczywania w boksach. Podczas gdy do tej pory spędzały czas głównie na pastwisku z innymi końmi, każde oddzielenie od stada kojarzone jest z pracą. Dlatego przy dwóch godzinach treningu, w systemie, który im teraz wprowadziliśmy konie mentalnie są zaangażowane w trening przez 5-7 godzin.

III. Rytuały wojownika. Są jednak takie czynności, które rezerwujemy tylko do zawodów i które mają nastrajać nas i nasze konie do walki ? Dla sportowca może to być motywująca piosenka słuchana przed startem. Słynny pływak, wielokrotny mistrz olimpijski, Michael Felbs oczekując startu siedział ze słuchawkami na uszach i słuchał np. Eminema. Takie rytuały mają też przynosić szczęście i odpędzać pecha. Christiano Ronaldo zawsze się upewnia, czy aby wchodzi prawą nogą na boisko. Nam co prawda nie chodzi o zaczarowanie rzeczywistości, ale wprowadzenie pewnych zapalników, włączających u nas i u konia maksymalne skoncentrowanie i nastawienie na start. Naszym rytuałem jest zaplatanie koniom warkoczy, ewentualnie strzyżenie. Dużo też z nimi rozmawiamy o tym, co je czeka w najbliższych dniach. A Wy jakie macie rytuały przedstartowe ze swoimi końmi?

IV. Gdyby przyjrzeć się temu od strony końskiej natury to konkurencja jaką są wyścigi wydaje się bardziej jej odpowiadać. Koń galopuje, gdy coś go spłoszy, ucieka przed niebezpieczeństwem. Po kilkuset metrach wygasza się i orientuje w nowej sytuacji. Wiadomo, że wolne konie, w naturze pokonują ok 20-30 km dziennie. Głównie stępem, czasem trochę pokłusują. Ale 160 km w galopie to jakiś absurd!

Bazując na tym, co jest dla konia nagrodą i co go motywuje do ruchu naprzód, profesor Skorupski poradził nam, aby przyczepką wywozić konie kilkadziesiąt kilometrów od domu, do innej stajni (tak przy okazji przyzwyczajają się do nocowania w obcych miejscach) i stamtąd wracać do domu. Kierunek do stajni, a motywacją jest ponowne dołączenie do stada. Motywacja do (nagrody), nie od (czyli unikania czegoś nieprzyjemnego). Bo na końcu tej drogi i tego wysiłku jest ponowne spotkanie ze stadem. Tak zakodowane zachowanie może zaprocentować na zawodach, gdzie pokonywany dystans będzie kojarzony z przybliżaniem się do domu, do własnego stada.

V. Powyższa strategia jest akurat trudna do zorganizowania i zrealizowania na co dzień,chociaż od czasu do czasu będziemy wprowadzać taką procedurę. Natomiast nasza modyfikacja wygląda tak. Każda pętla treningowa ma taki odcinek który prowadzi od stajni, a mniej więcej w połowie nawraca w stronę domu. I właśnie ta połowa, ten punkt, jest miejscem, w którym chcemy nagrodzić konie za ich wysiłek i wzmocnić ich motywację do ruchu przed siebie. W takim najbardziej oddalonym od domu punkcie trasy dajemy im chwilę przerwy, mogą poskubać trochę trawy, dostać smakołyk, po czym zsiadamy i w drodze powrotnej biegniemy obok swoich koni (bo nam też się przyda trochę treningu). Zakładamy, że w taki sposób konie będą bardziej chętne i zmotywowane do ruchu od stajni, wiedząc, że dobiegną do miejsca, gdzie czeka je nagroda.

Piszemy tutaj o pewnych metodach i technikach w treningu mentalnym naszych koni i wierzymy, że ich stosowanie zaprocentuje, bo skoro jest skuteczne u sportowców-ludzi, to dlaczego mielibyśmy odmawiać końskim sportowcom dodatkowej pomocy. Pamiętajmy jednak, że u samej podstawy dyscyplin jeździeckich leży relacja z koniem. Jeśli mamy do siebie zaufanie, jesteśmy na siebie uważni, a koń jest skoncentrowany na sygnałach, które mu wysyłamy, to mamy duże szanse sprawnie i zgodnie dojechać do mety. Teraz jak mamy trochę czasu między sezonami skupiamy się głównie na relacji z końmi. Na tym, by były na nas i nasze sygnały uważne, by reagowały na nie z impulsem, ale jednocześnie nie bały się rzeczy nieistotnych. Pracujemy z nimi z ziemi, inspirujemy się metodami Warwicka Schillera, którego bardzo polecamy Warwick Schiller- hooking on Takie mamy pomysły, a jak to zaprocentuje, pokaże przyszły sezon ? Trzymajcie kciuki!

Poprzednie artykuły dotyczące treningu mentalnego konia i jeźdźca znajdziecie tutaj:

Koń- Stres- Człowiek

Trening mentalny jeźdźca-od czego warto zacząc?

Stres a jedzenie- trening mentalny konia cz. 1